Razem Bezpiecznie

Zadzwoń do nas lub napisz: 503 804 073 lub Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Kan(n)ie na Sawannie

Oceń artykuł
(3 głosów)
kanie na sawanie kanie na sawanie RB

Jeśli myślicie, że Góry Stołowe to tylko Szczeliniec i Błędne Skały to się mylicie! W pierwszy weekend października wybraliśmy się na wędrówkę po Stołowych szlakiem nieoczywistym. W poszukiwaniu jesiennych kolorów zajechaliśmy do miejscowości Łężyce koło Dusznik Zdrój (nie mylić z Łężycą, koło Zielonej Góry…).

Polska złota jesień w sobotę niestety nie była nam dana. Przywitała nas jesienna plucha i wysiadając z samochodów każdy z nas zadawał sobie pytanie – iść, czy nie iść... Z jednej strony cieplutki, suchy hotelowy pokoik, a z drugiej górska wycieczka w strugach nieprzerwanie lejącego deszczu.

W końcu wyposażeni w wiele przeciwdeszczowych gadżetów (łącznie z parasolką, która okazała się moim nieodłącznym towarzyszem tego dnia) oraz zapas prowiantu i ciepłej herbaty dzielnie ruszyliśmy w góry. Na zapierające dech panoramy tym razem nie było co liczyć, gdyż wszędzie rozciągała się gęsta mgła, przecinana tylko padającym deszczem. Ale przynajmniej nie przeciskaliśmy się przez tłumy turystów, niewielu było spacerowiczów na górskich szlakach. No i był mistyczny klimacik. Poza deszczem było zaskakująco ciepło - idealna kombinacja warunków dla rozwoju grzybów. I faktycznie na pierwsze jesienne dary lasu nie trzeba było długo czekać. Wystarczyło schylić się po jednego podgrzybka, a zza krzaczka wychylał się kolejny i następny. I tak ten deszczowy spacer między skałkami zamienił się w owocne grzybobranie.

W niedzielę, zachęceni znaczącą poprawą warunków pogodowych, wyruszyliśmy na drugą stronę doliny, gdzie rozciągają się wspaniałe sawanny. Tak tak, można było się poczuć jak na sawannie afrykańskiej, wśród gęstych, powiewających na wietrze traw gdzieniegdzie wyrastały pojedyncze drzewa. Klimatu dodawały rozrzucone niedbale skałki, zza których w każdej chwili mógł wyłonić się dziki zwierz. Może nie gepard, ale jeleń czy lis na pewno. Brnąc po górskiej sawannie zachwycił mnie jeszcze jeden wspaniały i jakże smakowity widok. Na sawannie rosły KANIE! Wielkie jak talerze, a niektóre większe od patelni. Radości z polowania na kanie (te grzybowe, nie latające) nie było końca. Po zrzuceniu grzybowego depozytu w tajnym miejscu odwiedziliśmy jeszcze jeden niezwykle ciekawy obiekt w tej okolicy, a mianowicie świątynię buddyjską (!). W jednej chwili z krajobrazów afrykańskich przenieśliśmy się do Małego Tybetu. Świątynia położona jest w odosobnieniu, otoczona zalesionymi wzgórzami, a dookoła powiewają liczne flagi modlitewne.

I tym sposobem weekendowy wypad w Góry Stołowe zaowocował wędrówką po dwóch innych kontynentach. No po prostu MAGIA!

-MagdaZ-

Jesteś tutaj: Home Czytelnia Relacje Kan(n)ie na Sawannie

Na naszej stronie wykorzystywane są pliki cookies. Stosujemy je w celach zapewnienia maksymalnej wygody użytkowników przy korzystaniu z naszych serwisów. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartej w cookies kliknij w AKCEPTUJĘ. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej w naszej Polityce Prywatności ( zobacz ).

EU Cookie Directive Module Information